Upozorują kradzież, wypadek, a nawet śmierć. Jak oszuści wyłudzają odszkodowania

2021-09-13 10:12
Odszkodowanie
Autor: Shutterstock

401 mln zł – to kwota, jaką w zeszłym roku uratowały firmy ubezpieczeniowe dzięki wykryciu na czas prób wyłudzeń odszkodowań. Jak wynika z raportu Polskiej Izby Ubezpieczeń, pomysłowość oszustów jest niemal nieograniczona. Autorzy tego dokumentu oceniają też, że faktyczna wartość wszystkich przestępstw jest nawet 10 razy większa niż wartość tych, które udało się wykryć.

Po jakie sposoby sięgają oszuści? Jest ich wiele. Zgłaszają szkodę, do której tak naprawdę nie doszło, umyślnie ją powodują, przedstawiają jej okoliczności lub przyczyny niezgodnie z prawdą, zawyżają jej wartość – dowiadujemy się z raportu. A jak to wygląda w praktyce? Oto kilka podanych przez Polską Izbę Ubezpieczeń przykładów, jak amatorzy łatwego i nieuczciwego zarobku próbowali – na szczęście nieskutecznie - wyłudzić odszkodowania od firm ubezpieczeniowych.

Klient zawarł w krótkim czasie umowy NNW na wysokie sumy w różnych towarzystwach, a następnie domagał się odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu, jakiego doznał w związku z upadkiem ze schodów. Jednak po rzekomym wypadku ta osoba dalej pracowała zawodowo, nie miała problemów z poruszaniem się, nie udzielano jej też wtedy pomocy medycznej. Okazało się, że klient przedstawiał ubezpieczycielom sfałszowaną dokumentację medyczną. Z kolei komisyjne badanie wykonane na żądane ubezpieczyciela wykazało, ze nie doszło do żadnego uszczerbku na zdrowiu.

Właścicielka samochodu oświadczyła, że po awarii akumulatora zostawiła pojazd na poboczu, a gdy do niego wróciła, auto było zdewastowane i rozkradzione. Ubezpieczyciel natomiast ustalił, że pojazd pochodzi z USA, gdzie miał szkodę całkowitą powodziową. Po sprowadzeniu go do Polski i ubezpieczeniu w ramach AC został rozbity o drzewo i ponownie ubezpieczony w ramach AC. Szczegółowe badanie wykazało, że do kradzieży większości elementów doszło przy włączonym zasilaniu stacyjki.

Kierowca, by uniknąć zderzenia ze zwierzęciem, wykonał gwałtowny manewr, otarł się o samochodem o drzewo, zjechał ze skarpy do głębokiego kanału, następnie wydostał się z pojazdu i przepłynął kilka metrów do brzegu – taką przynajmniej wersję zdarzeń przedstawił ubezpieczycielowi. Bezpośrednio po takim zdarzeniu powinien być cały mokry, jednak pracownik pomocy drogowej zauważył, że poszkodowany miał tylko lekko wilgotne spodnie. Dodatkowo na drzewie nie było uszkodzeń, a w jego okolicach nie stwierdzono śladów poślizgu, hamowania ani przewrócenia się pojazdu. W dodatku poszkodowany odmówił wykonania odczytu sterowników pojazdu.

Niecałe trzy miesiące po zawarciu umowy ubezpieczyciel otrzymał informację o śmierci ubezpieczonego. Co ciekawe, wcześniej z tej polisy zgłoszono roszczenie związane z nieszczęśliwym wypadkiem, złamaniem ręki i w konsekwencji - operacją. Podejrzenia ubezpieczyciela wzbudziły treść i wygląd karty zgonu. Dodatkowo nie ujawniono miejsca pochowania ciała – zamiast tego dostarczono ubezpieczycielowi tylko zdjęcie nagrobka. Po weryfikacji w USC okazało się, że akt zgonu został sfałszowany. Wkrótce potem ubezpieczony (żywy!) został znaleziony przez policję.

Jak podkreślają ubezpieczyciele, koszty takich i innych wyłudzeń ponoszą wszyscy klienci, którzy zmuszeni są płacić wyższe składki. Jedno wyłudzenie z tytułu fikcyjnej kradzieży samochodu powoduje stratę składek kilkudziesięciu klientów – czytamy w raporcie PIU.

Najnowsze